Forum NWN World in the Shadow Strona Główna NWN World in the Shadow
Forum serwera World in the Shadow
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Mateusz

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NWN World in the Shadow Strona Główna -> Historie postaci
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Justyna
Administrator



Dołączył: 30 Gru 2006
Posty: 687
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Pią 7:46, 13 Kwi 2007    Temat postu: Mateusz

teraz tekst w całości znajduje się tutaj.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Justyna dnia Pon 18:45, 05 Lis 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Justyna
Administrator



Dołączył: 30 Gru 2006
Posty: 687
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Pią 22:54, 15 Cze 2007    Temat postu:

Jeśli ktoś uważa, że to z długie i nie chce mu się tyle czytać, to niech też napisze Smile docenię KAŻDY komentarz Smile

Pozdro

Justa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Edek Mily
Obywatel Acheron



Dołączył: 19 Kwi 2007
Posty: 280
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 0:39, 16 Cze 2007    Temat postu:

Może jest to długie ale warto przeczytac,
Uważam że jest to świetne.

Pozdro


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Justyna
Administrator



Dołączył: 30 Gru 2006
Posty: 687
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Sob 8:08, 16 Cze 2007    Temat postu:

Dzięki Embarassed

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Edek Mily
Obywatel Acheron



Dołączył: 19 Kwi 2007
Posty: 280
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:05, 16 Cze 2007    Temat postu:

A za co tu dzienkowac jak napisałas świetną historie.
Każdy powinien przeczytac, uważam że jak Giertych by przeczytał to zaraz by znalazło sie to na liście lektur obiowiązkowych.

Pozdro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ving
Pogromca Drako



Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 10:12, 19 Cze 2007    Temat postu:

Pfff, bzdura, nie znalazłoby sie na liście lektur Razz A gdzie tutaj wartości patriotyczne? Gdzie Polska, gdzie Bóg? Wrecz by zakazał tego. Wampiry? Czarownicy? To przeczy Bogu Razz Dodatkowo propaguje złe wzorce, główny bohater pali papierosy! (blah) RazzRazz
Ale co tu dużo mówić, oszołom i tyle, tylko współczuć jego dzieciom Razz

Opowiadanie super Wink Mam nadzieje ze bedzie ciag dalszy, bardzo mi sie podobało Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Stary Bajarz
Gość w Maleear



Dołączył: 22 Cze 2007
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otmice

PostWysłany: Nie 18:08, 22 Lip 2007    Temat postu:

Heh, skomentował Razz Gdyby takie książki były w spisie lektur to nawet bym lektury czytał Razz

raz chyba niepotrzebnie było napisane słowo "się" i w innym miejscu literówka ale to błędy zdarzające się przy pisaniu na klawiaturze

Rewelka! Długie ale bardzo przyjemne, wciągające, zajefajne. Podoba mi się ten typ fantasy umieszczony gdzieś w teraźniejszości. Jak dla mnie - bomba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Justyna
Administrator



Dołączył: 30 Gru 2006
Posty: 687
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Nie 18:27, 22 Lip 2007    Temat postu:

CZyli potter też siępodobał, Bajarz? A jak siódmy tom? Jak Ci się podobał? Szukam i szukam, kogoś, kto już czytał, ale póki co same super-pochlebne opinie, które wg mnie wynikają z nieuważnej lektury.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Stary Bajarz
Gość w Maleear



Dołączył: 22 Cze 2007
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otmice

PostWysłany: Nie 20:55, 22 Lip 2007    Temat postu:

Musze cię rozczarować. Nie czytałem Harrego Pottera. Coś mnie zraża do tej książki ale nie wiem co. Zresztą moja przygoda z czytaniem książek nie jest zbyt obfita. Przeczytałem LotR bo mi sie podobała. Zabieram się za wiedźmina ale opornie bo nie wypożyczyłem nawet książki. Może te opory stąd, że historie toczą się głównie wokół jednej postaci.

Może się myle, może nie. Może sięgnę wkońcu po Sapkowskiego, a potem po inne książki, jeżeli będę miał chęci i czas...

A jeśli chodzi o Pottera, to mogę się objektywnie wyrazić, nawet nie czytając tej książki, ale będzie to bardzo ogólnikowe chociaż nie odbiegające daleko od pawdy i pewnie ktoś mnie za to zlinczuje:

Hary Potter to opowieść o chłopcu, który w niewyjaśniony sposób został wybrany na "obrońcę dobra" chroniącym innych przed Voldemort'em. Potem jego ostatecznym "sędzią". Jest napisane, że V nie mógł zabić Harrego z powodu matczynej miłości która go chroniła, ale czemu nakreślił tylko znak i zostawił chłopca? Mógł go zabrać, wyszkolić na swojego ucznia. Może nie chciał się męczyć kto go tam wie. Potężny czarodziej tyran, z małym dzidziusiem na kolanach Razz Nie chcę oczerniać Harrego Pottera, bo ma on swoich fanów, niejaką zapisaną kartę w historii. Wiadomo, że V zostanie zabity, wiadomo nawet że w 7 tomie, ale ciekawe jest to co wydarzy się pośrodku i w jaki sposób zginie. Przegrałem na starcie nieco, bo pierwszych czterech tomów nie przeczytam, bo film widziałem, może te pozostałe przeczytam, ale i tak nad Pottera przekładam Wiedźmina.

A wampiry, po prostu są postaciami, którym można nadać przeróżne twarze: raz ktoś je opisuje jako bezmózgie i krwiożercze, inny jako podstępne, przebiegłe, chcą utrzymać swój gatunek, aż ktos opisze wkońcu jakiegoś wampira który ma uczucia i nie różni się od ludzi. Podobny wampirek jest w twojej opowieści. A ja ogólnie rzecz biorąc lubię wampiry.

Kończę to pisanie bo się w kółko będę kręcił, nie mam dziś weny do pisania w miarę zrozumiałych postów.

I koniec Pottera i Wiedźmina w tym temacie bo sie offtop zrobi Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Justyna
Administrator



Dołączył: 30 Gru 2006
Posty: 687
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Nie 21:10, 22 Lip 2007    Temat postu:

To, dlaczego Voldemort nie wybrał sobie ucznia zostało wytłumaczone dość dobitnie w tomie szóstym. Jest on w jednej trzeciej studium psychologicznym nad postacią Voldemorta. Okazuje się, że Tom Riddle, bo tak ma naprawdę na imię Voldemort, wychowywał się w sierocińcu bez rodziców. Od samego początku korzytstał ze swoih magicznych zdolności by mięc przewagę nad innymi i nauczył się tam niezalezności. nauczył się tam, że nie potrzebuje nikogo. Potem mu się to jeszcze mocniej wpoiło - po prostu nikomu nie ufał i nikogo niczego ne uczył. Był samotnikiem w wyboru. nienawidził wszystkich ludzi, bo się ich bał. Bał się, że jeśli straci czujnośc, to jego przewaga nad innymi, a wierzył, że ma nad innymi przewagę ze względu na gromny magiczny talent, że ta przewaga przepadnie. W czasie, kiedy pojawiła się przepowiednia o potterze, był przekonany, że jest niesmiertelny, bo poczynił w tym kierunku kroki (rozszczepił własną duszę zamykając jej fragmenty w Horcruksach). Magia matki pottera odbiła zaklęcie śmierci i Potter przeżył, ale ech...co będę opowiadać. W tej książce wszystko jest przemyślane. Mnie się nie podoba właśnie to, że troszkę za bardzo przemyślane. nie pozostaje tam żadne wydarzenie, które nie byłoby tam umieszczone bez związku z zagadką. Oprócz tego przesłodzonego epilogu...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Justyna
Administrator



Dołączył: 30 Gru 2006
Posty: 687
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Pon 18:39, 05 Lis 2007    Temat postu: UPDATE

UPDATE

Chodnik był zimny i wilgotny. Leżał na nim od kilku godzin w mało wygodnej pozycji z twarzą przyklejoną do chodnika. Pies przyglądał mu się z nie udawanym zainteresowaniem. Mateusz czuł, że na policzku odcisnęły mu się kamyki i ziarenka piasku. Oderwał głowę od betonu i spróbował się podnieść.
Od razu zakręciło mu się w głowie i poczuł każdą godzinę, przez którą nic nie jadł - wypalały mu dziurę w trzewiach.
Na czworakach doczołgał się do ściany.
Prawy rękaw marynarki był spalony, nie czuł jednak ani nie widział na ramieniu żadnych poparzeń. Dobrze. Nogawki spodni też nie były całe – coś mocno je poszarpało, ale śladów po ugryzieniach też już nie było.
Jednym słowem, znowu mu się upiekło i przeżył. A ponieważ przeleżał tu tyle czasu i nikt nie próbował go dobić, wnosił, że jego przeciwnik nie miał tyle szczęścia.
Usiadł pod ścianą dysząc głośno. Oddech parował przed nim w porannym chłodzie. Pies podszedł bliżej i położył mu łeb na kolanie. Mateusz tylko troszkę zdziwiony pogłaskał zwierzę po uchu. To był nieduży ‘prawie’ golden retriever, pewnie bezpański, skoro włóczył się samotnie po torach kolejowych w niedzielny poranek.
Rozmasował obolałe ramię, a potem sięgnął do kieszeni marynarki po papierosa. Zgniecione pudełko było przemoczone. Nie chciało mu się nawet przeklinać.
Ciało czarnoksiężnika leżało w krzakach, teraz je zauważył. Będzie musiał je uprzątnąć, zanim ktoś z dworca je zauważy.
Dworzec był całkiem niedaleko. Torowisko było puste i wisiała nad nim mgiełka poranka. Szare niebo zapowiadało rychłe opady, a Mateusz nie miał ochoty zmoknąć. Nie po walce z demonami i nawiedzonym czarnoksiężnikiem.
Pies podniósł wzrok na nadjeżdżający pociąg. Kiedy pojazd przejechał, zza niego wyłoniło się dwóch funkcjonariuszy. Mateusz wstał powoli i zataczając się przetoczył w krzaki prosto na ciało czarnoksiężnika. Złapał trupa za nogi i pociągnął go w stronę kanału. Zerwał z jego szyi amulety i wrzucił go przez właz. Truposz wpadł tam z chlupotem. Mateusz spojrzał na policjantów, ale ci przechadzali się dalej wzdłuż torów. Musiał jeszcze wrócić po miecz, a potem wskoczył w ciemność.
Kiedy ciągnął za sobą ciało przez zalane chodniki pod miastem, naszła go ochota na muzykę. Zaczął gwizdać.
- Co powiesz, Krantz? – zapytał trupa, gdy skończyły mu się pomysły na melodie. Czarnoksiężnik w bardzo niegrzeczny sposób zignorował pytanie.
- Och, Krantz, nie bądź taki obrażalski. – powiedział Mateusz i postanowił, że jednak wróci do gwizdania.

Właz wcale nie był lekki, kiedy nie dysponowało się w pełni sprawnym ramieniem. Wyciąg z diabelskiego ziela już dawno przestał działać, więc i nadludzka siła gdzieś się ulotniła.
W końcu jednak metalowa płyta stęknęła głośno, a po chwili z łoskotem opadła na wyłożoną kaflami podłogę. Mateusz zdrową ręką wciągnął ciało Krantza do hangaru przez żelazny właz i wziął je na ramiona.
Odgłos jego kroków odbijał się echem od białych, wykaflowanych ścian, słyszalny mimo hałasu jaki czyniły huczące w piecu płomienie. Spalarnia była niewielka, sufit nad nią czarny od sadzy a zapach, cóż – nie należał do przyjemnych.
Domowej roboty krematorium nie bez przyczyny wyglądało na używane – przed każdą walką ktoś z zespołu musiał rozpalić ogień – po walce trzeba było pozbyć się ciał. I to nie tylko ze względu na policję, która mogłaby narobić zespołowi kłopotów.
Mateusz rzucił Krantza na półkę przed piecem i wsunął szufladę prosto w ogień. Odszedł kawałek, nie chciał stać blisko, gdyby ewentualnie Krantz wrócił.
Bo oni zawsze wracali, prędzej czy później. Zawsze słabsi, ale wracali. Z czasem z resztą odzyskali by moc, a to oznaczało duże problemy, bo zabicie kogoś kto już nie żyje zawsze jest problemem. Chowanie ciał czarnoksiężników nie miało najmniejszego sensu. Najlepiej jest go spalić i na wszelki wypadek rozsypać popiół na cztery wiatry.
Płomienie zahuczały głośniej i Mateusz oparł się o ścianę. Znów pomyślał o paleniu i odruchowo sięgnął do kieszeni. O, tak, amulety Krantza, będzie je musiał zbadać, jak tylko odeśpi tę walkę. Z resztą może te robotę zwalić na Małgośkę, ostatnio narzekała na nudę.
Wielka piwnica była oświetlona jasno świetlówkami i przynosiła na myśl publiczną toaletę w jakimś starym PRL-owym budynku albo może stację metra. W przeciwległym końcu stała pralka, a obok niej umywalka i wielka szafa z lustrem. To w niej trzymano stroje strażaka, policyjne uniformy i inne przydatne przebrania.
Sufit, dawno nie bielony obfitował w zacieki, a niechlujnie zamalowane kable w kilku miejscach odpadły od niego razem z warstwą tynku. Ktoś jednak tu ostatnio zamiatał, bo tynku nie było nigdzie na podłodze.
A z tej strony stał piec. Mateusz podszedł i spojrzał przez zadymioną szybkę do wnętrza szuflady. Z Krantza nie zostało za wiele, ale ciągle był w jednym kawałku. Należało czekać. Mateusz poprawił miecz i zsuwający się pas, potem ziewnął.

Obudziło go stukanie. Otwarł oczy. Za oknem było ciemno, do tego padał deszcz. Szybko zorientował się, że ból w ramieniu i nodze wcale nie ustąpił, a nawet się nasilił. Zdrętwiał, więc odwrócił się na drugi bok i dopiero wtedy ją zobaczył.
Kilka lat wcześniej podskoczyłby przerażony i wrzeszczał w niebogłosy. Teraz zamiast robić te niepotrzebne rzeczy przywitał się.
- Cześć. – oczy miał sklejone a głos jeszcze rozespany - Która godzina?
Julia była wampirem. Peiter od zawsze uczył go, że trzeba się pozbywać całego plugastwa, jakie się znajdzie, ale Mateusz jakoś nie mógł się zdobyć na unicestwienie tej dziewczyny. Chciała mu pomagać, no i w końcu znał ją przedtem. Julka Kowalska, klasa czwarta D w jego liceum. Teraz wyglądała jednak jak Julia - mroczny anioł śmierci. Nigdy nie zapytał, dlaczego wśród wampirów taką popularnością cieszy się neogotycka moda. Julia się uśmiechnęła.
- Za chwilę dziesiąta. Przepraszam, że Cię budzę.
Mateusz zauważył sarkazm. To deszcz go obudził, a nie ona. Kiedyś był ciekaw, jak długo i jak często przesiaduje po nocach przy jego nieświadomym śpiącym ciele, w absolutnej ciszy.
Od pewnej sierpniowej nocy przestało go to obchodzić.
- Nic się nie stało, siadaj – odparł siadając na łóżku. – i tak miałem wstać.
- Ciekawe slipki – rzuciła od niechcenia wampirzyca. Wiedział, że ma na sobie bokserki w koty, które wyczyniają różne niecenzuralne rzeczy. Uśmiechnął się tylko i spróbował rozruszać obolałe ramię. Teraz było coraz gorzej, bo eliksir który pomagał mu się regenerować też tracił moc. Używał go bardzo rzadko, ale efekt i tak trwał coraz krócej. Nie minęło jeszcze dwadzieścia godzin, od kiedy przed walką łyknął standardową dawkę.
Stawy odczuwał tak, jakby całe ramię ktoś zmiażdżył walcem drogowym.
- Przyszłaś tu podziwiać moją bieliznę, czy masz jakąś sprawę? – zapytał Mateusz starając nie krzywić się z bólu. Od razu pożałował bezczelnego tonu. Sprawy, jakie Julia mogła do niego przynieść były w końcu dość delikatne. Każda jej wizyta mogła ją kosztować wszystko. Gdyby inne wampiry dowiedziały się, że szpieguje dla Zespołu, zadbałyby o jej szybką egzekucję. Żałował, że nie był delikatniejszy. Patrzał w jej jasne oczy i czuł, jak się waha.
Potem Julia zaczęła mówić.

Peiter był niski. Tego nie dało się ukryć w żaden sposób, więc Peiter tego nie ukrywał. Jego wzrost nie miał jednak żadnego znaczenia, kiedy przychodziło do pokazywania innym, kto jest górą. Zawsze w rewelacyjnej formie, doskonale wyszkolony w formach walki, o których Mateusz nawet nie słyszał, Peiter raz zobaczony w akcji do końca życia budził co najmniej respekt, a na ogół grozę.
Miał na sobie skórzaną kurtkę, a długie włosy związał w kucyk. I leżał na dawno nie smołowanym dachu starówkowej kamienicy. Wokół było słychać stłumione odgłosy ruchu ulicznego.
Miecz leżał obok prawej dłoni, tak, żeby zanim zeskoczy, mógł go złapać i pociągnąć ze sobą. W ten sposób miał obie ręce wolne i mógł podkraść się dowolnie blisko krawędzi dachu. W dole, na niewielkim podwórzu dwóch wyrostków osaczyło właśnie mężczyznę w garniturze. Zaciągnęli go w głąb bramy, jeden z nich wyraźnie dowodził, drugi wykonywał polecenia.
Prawa dłoń zacisnęła się na rękojeści miecza.
Młodociany czarnoksiężnik był pewnie nawet nieświadomy, że jego silniejszy przyjaciel jest manifestacją sił ciemności. Pewnie w chwili strachu nieświadomie przyzwał do siebie mrok i od tej pory cieszy się jego pomocą, niczego do końca nie rozumiejąc. Peiter mógł przegnać demona, mógł nastraszyć nastolatka, ale czarnej magii nie dało się z niego wyplenić. Wiedział, że jeśli kiedyś znów się spotkają, to młodego trzeba będzie zabić.
Skoczył.
Linka naprężyła się i stopniowo wyhamowała upadek. Zanim dotarł do ziemi odbił się od ściany i błyskawicznie znalazł się pomiędzy demonem a jego panem. Ostrze zatoczyło łuk i spadło na plecy bestii. Młody wrzasnął, gdy jego przyjaciela nagle pochłonął obłok czarnego dymu. Demon jednak nie poddał się.
Peiter wycofał się i uskoczył w bok. Demon nie poleciał za nim, tylko zatrzymał się czujnie. Peiter zamarkował atak, a gdy tamten znów rzucił się do przodu, Peiter ciął od dołu, uderzając potwora w podbrzusze.
Kolejne kłęby dymu zakryły znikającą postać.
Ofiara napadu leżała gdzieś obok z obłędem w oczach. Peiter ruszył w stronę młodzieńca, ale ten przerażony zbiegł do kamienicy.
Korzystając z okazji podszedł do mężczyzny i podał mu flaszkę.
- Pij – rozkazał. Miecz zalśnił odbitym blaskiem. Człowiek w garniturze otwarł usta.
Drugą połowę zawartości flaszki miał wypić chłopak. Napój miał słabe działanie odurzające – dzięki niemu pijący nie będzie pewien, czy ostatnie kilka godzin było szalonym snem, czy przywidzeniem. Tylko tyle mógł zrobić dla chłopca. Jeśli ten zapomni, jak wezwał demona, a każde wspomnienie będzie budziło strach i wątpliwości, to szanse na to, że zrobi to ponownie zmaleją. Nie będzie musiał go zabijać, magowie nie znajda go i nie zwerbują.
Chłopak zaszył się piwnicy kamienicy – Peiter był oswojony z niskimi sklepieniami zbudowanych z cegieł podziemi, ale i tak był czujny. Zawsze mógł się mylić i chłopak już mógł być zwerbowanym przez tamtych adeptem czarnej magii. Wtedy wszystko stałoby się wiele prostsze.
Jedne z drewnianych, zbitych z nieheblowanych desek drzwi były otwarte. Peiter bardzo ostrożnie podkradł się do wnęki. Wnętrze pogrążone było w absolutnych ciemnościach. Siły ciemności wielokrotnie planowały tego typu zasadzki. Instynkt podpowiadał mu, że coś dzieje całkowicie nie tak jak powinno. Mimo to wbiegł do środka.
Pod niskim sufitem ktoś powiesił krótką linę. Pętla była zawiązana jakoś niefachowo, ale to nie pomogło samobójcy – ciało chłopca kołysało się z boku na bok. Peiter schował broń. Nie mógł odciąć chłopca, bo zrodziłoby za dużo podejrzeń policji.
Obok ciała w piwnicy leżała stara księga. Peiter rozpoznał rozchwiane ręczne pismo i te same co zawsze ryciny. Szybko wyszedł z piwnicy.
Nie wiedział, jak znalazł się z powrotem w samochodzie. Nie wiedział nawet, którędy wracał do domu. Pamiętał tylko wyraźnie, że musi się napić. Po czymś takim zawsze trzeba się napić.
Najpierw jednak przez jakiś czas włóczył się po mieście. Czuł, że wszędzie dzieje się coś dziwnego. Wiedział o tym – intuicja nigdy go nie myliła – w mieście kroiła się jakaś grubsza draka i on musiał sobie z tym poradzić. Jak zawsze, jak za starych dobrych czasów.

- Muszę Ci coś powiedzieć – zaczął Mateusz. Peiter powoli przeniósł spojrzenie na Mateusza i przez chwile wydawało się, że go nie poznaje.
- Wal – powiedział w końcu i ponownie przyssał się do butelki.
- Geru jest w mieście. Możemy go zdjąć. – Mateusz wypalił, wiedząc, jaka to rewelacja.
Peiter przez chwilę się milczał. Widać, wypił całkiem sporo, bo myślenie szło mu bardzo opornie.
- Wrócił załatwić coś z Magami w centrum miasta. – ciągnął dalej Mateusz - Podobno potrzebują jego pomocy przy czymś dużym. Coś się święci...
- Ta mała truposzka znowu tu była! – domyślił się w końcu Peiter – mówiłem ci, żebyś nie sprowadzał mi tu żadnych panienek, a już na pewno nie martwych!
Mateusz usiadł obok. Na to, że nie zabił w swoim czasie wampirzycy nie miał żadnego usprawiedliwienia. Czekał, aż Peiter się uspokoi.
- Ta. – powiedział Peiter po chwili milczenia – coś się święci. Czuję to w kościach. Wiedziałeś, że Magowie rozdają teraz Czarną księgę nawet dzieciom?
Mateusz podniósł wzrok.
- Dzisiaj znalazłem chłopaczka, miał może czternaście lat, powiesił się w piwnicy. A przy nim Elementarz. – Peiter przystawił do ust butelkę.
- Werbują mnóstwo nowych Młody. Będzie coraz więcej roboty.
- Potrzebują do czegoś Geru. – przypomniał Mateusz. – Szykuje się jakieś większe zaklęcie, skoro ściągnęli starego wampira
- Po to im ci nowi. Więcej magów, większa szansa, że się uda. – myślał na głos Peiter. – Czy ta twoja panna wie, jak załatwić wąpierza z dala od tłumu magów? Nie mam zamiaru znowu wsadzać kija w mrowisko. Znalezienie porządnej kryjówki ostatnio zajęło nam ponad dwa miesiące. To miejsce już zaczęło mi się podobać i póki co nie mam zamiaru się stąd wynosić.
- Nie wiedziała gdzie Geru się zatrzymał. – powiedział smutno Mateusz.
- Ech. Na nic Ci taka znajomość. Powinieneś był tę małą zakołkować, kiedy miałeś...
- Ale mówiła – Mateusz przerwał monolog Peitera - że odwiedzi kilku swoich w ratuszu jutro wieczorem. Na jakimś przyjęciu. Ola już wysłała nam zaproszenia.
Peiter znów przyssał się do butelki, a na jego twarzy tym razem pojawiło się zadowolenie. W końcu opróżnił flaszkę do dna.
- No to w końcu policzymy się ze starym Geru.

Zaproszenia od Oli przyszły koło południa. Kurier z kancelarii jej ojca dostarczył je na adres mieszkania Małgośki. Ona jako jedyna z Zespołu miała jeszcze jakieś strzępy normalnego życia.
Bankiet dobroczynny zorganizowany z okazji urodzin żony prezydenta miasta miał się zacząć o siódmej. Pieniądze podarowane przez szychy miały pójść na rozbudowę prywatnej kliniki gdzieś na obrzeżach miasta. Peiter wspomniał, że to pewnie i tak jakaś przykrywka, i kazał Gośce przyjrzeć się temu miejscu po całej akcji.
Teraz jednak Małgorzata musiała dogadać się z kilkoma osobami, które wiedziały jak się łatwo zaszyć i szybko wydostać z ratusza. Fakt, że wszystkie te osoby były martwe na nikim w Zespole nie robił już żadnego wrażenia. Gośka widziała i słyszała zmarłych.
Przydatna zdolność...
- Nic. Wszyscy zginęli podczas tamtej epidemii albo na wojnie, dawno temu. Żadnych ludzi z ostatnich dwudziestu lat. Żadnych pożytecznych informacji o aktualnym planie budynku. – Gośka mówiła przyciskając telefon do ucha. - Próbowałam znaleźć włamywaczy, którzy zginęli w strzelaninie w sierpniu, bo podobno podejrzewano ich o tę kradzież sprzętu elektronicznego z ratusza sprzed dwóch lat, ale nie mam pojęcia, gdzie ich szukać. Tacy ludzie jak oni powinni się tu jeszcze kręcić, ale nie ma po nich śladu w szpitalu.
- Dobra, jedź tam, gdzie ich zastrzelili. Sama mówiłaś, że jeden z nich umarł na miejscu. – Peiter krzyczał do telefonu. – My z Młodym siedzimy po uszy w gównie tutaj, w laboratorium.
- To na razie.
- Pa. – Peiter się rozłączył. – Jak ich nie znajdzie, to będziemy improwizowali z ucieczką. – powiedział do Mateusza, który właśnie odliczał krople wywaru z płonnika.
- Najwyżej. Pamiętaj, że Geru będzie tam z obstawą, więc nie ryzykujemy otwartego starcia. Strzelamy i spadamy, zanim zrobi się gorąco. Magowie sami zajmą się czyszczeniem pamięci – nie zaryzykują pojawienia się plotek o pośle rozsypującym się w proch. Nie na oczach czterdziestu radnych. Zdążymy uciec.
- Niby tak. – wymruczał Peiter. – Masz już osiemnaście w tej fiolce?
Mateusz podniósł wzrok. Zdecydowanie wolał prace w laboratorium przeprowadzać samodzielnie. Obaj woleli. Ale teraz czas ich naglił i potrzebowali masowo wyprodukować kilka porcji różnych eliksirów. Fiolka wskazana przez Peitera pełna była smoliście czarnej cieczy, ale Mateusz zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia, ile kropel jest w środku. Przez chwile musiał się zastanowić.
- Tak. – odparł w końcu i wrócił do wywaru z płonnika.
Już kilkakrotnie dzisiaj wydawało się, że katastrofa wisi w powietrzu. Ale jak na razie wszystko jakoś się udawało. Obaj chcieli jak najszybciej skończyć. Przed walką musieli być wypoczęci.


Jesienne niebo było usiane gwiazdami. Na drugim piętrze ratusza grała muzyka, w oknach poruszały się tłumy cieni.
- Impreza się rozkręca – mruknął Mateusz i wyrzucił papierosa.
- Poczekaj aż my wejdziemy. – rzucił Peiter i zaciągnął się mocniej, a potem puścił dym nosem.
Wyglądał makabrycznie, jego skóra wyblakła jak pergamin, poprzecinana grubymi nićmi rozszerzonych naczyń. Kiedyś weźmie o jeden eliksir za dużo i będzie trzeba go spalić w krematorium, pomyślał Mateusz.
Nie powiedział tego na głos.
Na podjeździe pojawił się nowy samochód. Dochodziła dziesiąta, była więc najwyższa pora żeby Geru pojawił się wśród gości. Jak na razie widzieli tylko jednego wampira. Ta limuzyna wyglądała jednak obiecująco.
Samochód zatrzymał się przed wejściem do ratusza i od razu wyskoczyło z niej czterech ochroniarzy. Z tylniej części po chwili wyszedł szczupły jegomość. Mateusz rzucił okiem w stronę Peitera. Tamten skinął głową nie odrywając wzroku od starego wampira.
- Geru. – wyszeptał i wysiadł z granatnikiem.
Rozłożył rurkę w dwóch płynnych ruchach, ustawił obok samochodu, wrzucił granat do środka i odwrócił się zatykając uszy.
- Leci! – ostrzegł Mateusza.
Rozległ się huk, a po chwili jasny błysk. Granat przy eksplozji emitował silny rozbłysk ultrafioletu. Poważnie osłabiał, a czasem nawet zabijał słabsze wampiry. Ale ani Peiter ani Mateusz nie liczyli, że granat zabije Geru.
Peiter wskoczył do ruszającego auta łapiąc za karabin. Wiedzieli, że wampir będzie próbował ich zniszczyć od razu. Zanim auto nabrało szybkości, nagle się zatrzymało.
- Złapał nas za zderzak! – krzyknął Peiter odwracając się.
Zapłonęła latarka na lufie karabinu. Znów ultrafiolet – jedyna oprócz ognia rzecz zdolna zgładzić wampira.
Rozległy się dwa odgłosy strzału. Mateusz natychmiast ogłuchł na jedno ucho, ale samochód ruszył.
Nie jechali daleko. Mateusz skręcił szybko pod górę i wjechali na tory kolejowe. Na całe mnóstwo torów. Torowisko było nad miastem, nikt na nie nie zaglądał, nie było okien w budynkach wokół z widokiem na torowisko. Sporo walk, które toczył Mateusz odbyło się tutaj.
Mateusz wysiadł z auta. Peiter też złapał za miecz. Wampiry wychynęły z cieni wokół. Było ich cztery. Geru stał z tyłu, jego kompani próbowali otoczyć Peitera i Mateusza, ale tamci byli czujni. Najwyższy z nich zdawał się dowodzić, dając innym znaki. Robił to dla zmylenia łowców – wampiry porozumiewały się między sobą na poziomie mentalnym, nie potrzebowały tego. Długowłosy wampir uśmiechał się złośliwie, a trzeci, blondyn o zwichrzonej fryzurze poruszał się najszybciej z nich. Prawie tańczył stawiając kolejne kroki. Wampiry utrzymywały dystans krążąc wokół łowców.
Bez ostrzeżenia ich sylwetki rozmyły się. Chciały zmylić łowców, obiegły ich dookoła i dopiero potem ruszyły do ataku. Nie wiedziały, co je czeka.
Peiter uniósł ramiona i rąbnął najwyższego z napastników w szyję, rozchlapując rzadką krew dookoła. Unosząc lewe ramię w tym samym płynnym ruchu zdołał szarpnąć długowłosego. Miecz Mateusza spadł na blondyna, ale ten obrócił się na pięcie i zadrapał Mateusza w ramię unikając uderzenia.
Dwa wampiry odskoczyły na boki, podczas gdy najwyższy z nich biały jak płótno leżał na torowisku.
Obydwa umarlaki doskoczyły do Mateusza, ale Peiter szybkim ruchem wyszarpnął coś zza pazuchy i cisnął tym o ziemię. Ultrafioletowy błysk na chwilę oślepił wszystkich.
Dwa wampiry mocno zdziwione i jeszcze mocniej poparzone zwolniły. Peiter nie czekał aż przejdzie ich otępienie – jego miecz zatoczył błyskawiczny łuk. Mateusz ruszył ku drugiemu wampirowi. Wykonał krok, jak tysiąc innych kroków, przeniósł ciężar ciała na palce, wszedł w półpiruet i ciężkie ostrze opadło na łeb długowłosego.
- Stary drań zniknął. – powiedział Peiter cicho. Mateusz nie chował miecza. Nie usłyszał i nie zauważył, kiedy starszy wampir się ulotnił. – Wróci. Wie, że nie sprzedamy skóry łatwo. Chodź młody. Teraz nie pojawi się przez kilka dni. – Peiter ruszył do samochodu z bronią w pogotowiu.
Samochód był mocno zniszczony po walce. Mateusz otwarł swoje drzwi.
Wtedy nagle Geru pojawił się za Peiterem. Mateusz się tego spodziewał. Peiter też.
Wampir wbił pazury w prawe ramię łowcy, ale Peiter w szybkim półobrocie rąbnął go łokciem w gardło. Zaskoczony wampir cofnął się tylko na ułamek sekundy, ale Peiter nie zakończył ruchu. W tym samym wymachu złapał za miecz i ciął wysoko.
Tym razem krew była gęsta i lała się strumieniami. Głowa wampira odtoczyła się na tory kolejowe.
Peiter się przewrócił.
- Najpierw spal – powiedział.
Mateusz widział jego rozwalony bark, ale posłusznie otwarł bagażnik i wyjął kanister z benzyną. Oblał nią głowę i ciało Geru a potem zapalił.
Patrząc w płomienie wsadził Peitera do samochodu. Kiedy zakładał opatrunek zastanawiał się, le czasu minie, zanim magowie się zorientują.
- Jedziemy, zanim ducha wyzionę – wyszeptał ciężko Peiter. Mateusz przekręcił kluczyk w stacyjce i silnik zawarczał w znajomym rytmie. Zjechał w dół zbocza, zanim opuścił na dobre to zaciszne miejsce, jeszcze raz spojrzał za siebie.
Na torowisku zostały tylko krew i popioły.
Trzeba to będzie szybko odespać, pomyślał szukając w kieszeni papierosów.

_____________________________________
to jest nawet dłuższe...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NWN World in the Shadow Strona Główna -> Historie postaci Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin